Wiele osób uważa, że pozbywanie się ścieków bez oczyszczania to po prostu oszczędność, a wręcz dowód na zaradność. Skutki takiej postawy wykraczają poza najbliższe otoczenie sprawcy, bo obieg wody jest systemem naczyń połączonych, a zanieczyszczenia z rowu trafią do rzeki, a w końcu do jakiegoś ujęcia wody. Z dr. Dominikiem Wróblem przyrodnikiem, wykładowcą Zakładu Inżynierii Środowiska PWSZ w Krośnie rozmawia Ewa Wawro
Z jednej strony instytucje ochrony środowiska wskazują na dobrą jakość wód w rzekach, z drugiej wciąż pozostaje wiele do zrobienia. Jak jest naprawdę?
Aby odpowiedzieć na tak postawione pytanie musimy rozdzielić dwa zagadnienia. Jedno z nich dotyczy czystości wód pod względem parametrów fizykochemicznych i bakteriologicznych. Drugie zagadnienie obejmuje kwestie ochrony rzek jako ekosystemów zależnych od wód. Jeśli chodzi o jakość wody w rzece, to niewątpliwie w tym zakresie Polska dokonała ogromnego postępu. W porównaniu do jakości wód płynących na początku lat 90. zmiana ma charakter epokowy i jest efektem nie tylko zmian świadomości społecznej obywateli, ale w głównej mierze dokonanych inwestycji w instalacje oczyszczania ścieków za dziesiątki miliardów złotych i odpowiednich regulacji prawnych. Nic więc dziwnego, że większość z nas dostrzega te zmiany i jakkolwiek przebiegają one zbyt wolno to są bezsprzeczne. Wciąż mamy ogromne problemy z zagospodarowaniem nieoczyszczonych ścieków na terenach o rozproszonej zabudowie oraz zanieczyszczeń rolniczych, których nie da się w łatwy sposób skanalizować.
Czy to bardziej problem natury ekonomicznej czy świadomościowej?
Myślę, że podstawą jest myślenie! Wiele osób uważa, że pozbywanie się ścieków sanitarnych z domostw bez oczyszczania to po prostu oszczędność, a wręcz dowód na spryt i zaradność. Wszyscy znamy zapach szamba unoszący się z przydrożnych rowów w wielu miejscowościach, zwłaszcza w piątkowe i sobotnie popołudnia "bo przecież do poniedziałku nikt tego nie sprawdzi". To działanie ma charakter wykraczający poza najbliższe otoczenie sprawcy, co obieg wody jest systemem naczyń połączonych, a zanieczyszczenia z rowu prędzej czy później trafią do rzeki, a w końcu do jakiegoś ujęcia wody. Odpowiadają za to głównie władze samorządowe, bo nikomu nie zależy na prowadzeniu kontroli, które dotknęłyby przecież przyszłych wyborców... Tak naprawdę, to do końca nie znamy nawet skali problemu, bo jest on ukrywany przez sprawców, na przykład dostarczających częściowo ścieki do oczyszczalni, a częściowo bezpośrednio do rowu lub na pola. Jest to również problem finansowy. Właściwe zagospodarowanie ścieków pochłania znaczne koszty (ponoszone przecież w systemie zbiorowym przez mieszkańców terenów skanalizowanych), a budowa systemów kanalizacyjnych i oczyszczalni ścieków na terenach o rozproszonej zabudowie jest nie tylko kosztowne, ale też nie może być zazwyczaj dofinansowane ze środków zewnętrznych, których dostępność jest ograniczona współczynnikami koncentracji ludności. I tu koło się zamyka. Pewnym kompromisowym rozwiązaniem jest zastosowanie oczyszczalni przydomowych ale to wymaga wiedzy i głębokiej analizy potrzeb i możliwości.
Wspomniał pan o znaczeniu ekosystemów. Czy mogą one istotnie wpływać na jakość wód?
To ogromny wpływ i wciąż niedoceniany, mimo iż Ramowa Dyrektywa Wodna UE nakłada na nas obowiązek oceny jakości rzek w powiązaniu z organizmami z rzeką związanymi. Nie przywiązujemy do tego wystarczającej wagi z braku wiedzy, ze zwykłego niedouczenia. Potrafimy wyobrazić sobie czystą wodę płynącą w kanale, ale czy to jest rzeka? Nadrzeczna roślinność, głównie zarośla i lasy łęgowe pozytywnie wpływają na proces samooczyszczania wód, tworzą mikrosiedliska zajmowane przez liczne gatunki roślin i zwierząt, a także spowalniają odpływ wód czy przyczyniają się do zmniejszenia ryzyka nakładania się fal powodziowych. Tego nie da się wycenić w prosty sposób.
Dziękuje za rozmowę.
W wersji papierowej tekst ukazał się 16 sierpnia 2017 roku w Tygodniku regionalnym Nowe Podkarpacie
źródło: www.twojejaslo.pl