Relacja z pobytu na wymianie Erasmus w Słowenii (Koper)
Nasz pobyt w urokliwym mieście Koper rozpoczął się 14 lutego 2015 roku. Ta położona na zachodnim wybrzeżu Słowenii malutka portowa miejscowość przywitała nas pięknym słońcem, które nie bez przyczyny stało się symbolem tegoż miejsca. W czasie całej wymiany można na palcach obu rąk policzyć dni, w których niebo było przysnute chmurami lub padał deszcz. Jednak nie tylko pogoda stanowiła o magii tego miasteczka. Piękne krajobrazy, śródziemnomorski klimat, niespotykana w Polsce flora i fauna sprawiały, że każdy tam spędzony dzień był okazją do ciągłego rozkoszowania się tym co to miasto miało nam do zaoferowania.
W zamierzchłych czasach Koper był częścią Włoch (Capodistria – włoska wersja nazwy miasta). Stąd też, wielu Słoweńców posługuję się płynnie językiem włoskim, ale także np. znaki drogowe, informacyjne są podpisane w obydwu językach (słoweńskim i włoskim). Wpływ dawnej Italii można również rozpoznać po architekturze i infrastrukturze. Kręte, wąskie uliczki biegnące do placu głównego (Titov Trg) są charakterystycznym elementem tej części Słowenii.
Koper to miasto portowe. W ciągu dnia do wybrzeża docierały liczne kontenerowce, ale także statki wycieczkowe w późnowiosennym i wczesnoletnim okresie. Poza tym wielu mieszkańców posiada swoje motorówki, które przycumowane do przystani sprawiają wrażenie jakby się było co najmniej w Saint-Tropez.
W czasie naszego pobytu mieszkałyśmy, tak jak większość międzynarodowych studentów, w prywatnie wynajmowanym pokoju. Co prawda, uczelnia oferuje miejsca w domu studenckim, jednak jeszcze przed przyjazdem dostałyśmy informację, że nie ma wolnych pokoi. Jeśli chodzi o koszty utrzymania, to były one nieznacznie wyższe od tych w Polsce, biorąc pod uwagę ceny wynajmu np. w Warszawie. Świetnym rozwiązaniem dla słoweńskich studentów jest możliwość uzyskania zniżki na posiłki w różnych restauracjach. Dzięki temu, że miałyśmy legitymację studencką, mogłyśmy też z tego korzystać. W zależności od miejsca, cena jaką przyszło nas zapłacić za danie była pomniejszana o około 30-40%, co przy naszym ubogim budżecie było ogromnym plusem.
Podczas wymiany miałyśmy okazję uczestniczyć w zajęciach na tamtejszym uniwersytecie (pełna nazwa - Univerza na Primorskem), które tematyką nie odbiegały od tych prowadzonych na naszej krośnieńskiej uczelni. Wykładowcy byli niezwykle mili i pozytywnie nastawieni do studentów spoza Słowenii. W czasie zajęć dość często wypytywali nas o różne kwestie związane z krajem naszego pochodzenia. Głównie odnosiło się to do podobieństw językowych, ale także historii i kultury. Prowadzący wraz ze studentami tworzyli niezwykłą atmosferę, dzięki której uczestnictwo w zajęciach było przyjemnym obowiązkiem. Relacje tworzone między nimi, które były na poziomie partnerskim, wskazywały na ich wzajemny szacunek i wysoką kulturę. Generalnie Słoweńcy to sympatyczni ludzie, którzy uwielbiają opowiadać o swoim kraju. Są niezwykle uprzejmi, pogodni i towarzyscy, co widać po wszelkich kafejkach i barach, które nawet w chłodniejszych dniach były pełne klientów żywo dyskutujących z towarzyszącymi im przyjaciółmi i rodziną. Ciągle wspominamy dzień, w którym stojący na chodniku starszy Pan zaprosił nas na imprezę, którą organizował w swoim domu, gdzie uraczono nas popularnym w tamtym rejonie trunkiem, pysznym jedzeniem i opowieściami z historii miasta. W tym mieście nie ma miejsca na depresyjne nastroje i smutne miny. Pozytywizm płynący ze sposobu bycia tamtejszych mieszkańców jest mega zaraźliwy. Jednak uwaga! Po rozmowie z kolegami, którzy odwiedzili pozostałe części państwa zgodnie przyznali, że ta przyjazność ludzi dotyczy tylko, albo przede wszystkim, regionu nadmorskiego.
Jednak Erasmus to nie tylko obowiązki. W czasie ponad czteromiesięcznego pobytu miałyśmy okazję poznać mieszkańców pozostałych części Europy. Dzięki międzynarodowym wieczorom organizowanym przez działający przy tamtejszej uczelni ESN (Erasmus Student Network –organizacja studencka, która pomaga „Erasmusom” zasymilować się z pozostałymi studentami) był okazją do zaprezentowania swojego kraju i dowiedzenia się czegoś więcej na temat pozostałych państw, a także skosztowania specjałów typowych dla każdego z nich. Dzięki temu teraz wiemy, że np. Finowie stronią od wszelkiego bliskiego kontaktu, dlatego niedopuszczalnym jest dla nich, aby w czasie oczekiwania na autobus stać w odległości mniejszej niż 5 metrów od siebie.
Czerwiec był najlepszym, a zarazem najbardziej bolesnym miesiącem. Upalne, długie dni były okazją do zażywania kąpieli słonecznych i morskich i odbywania niekończących się nocnych rozmów prowadzonych wśród akompaniamentu szumu morza w przybrzeżnych pubach. Wraz z kolejnymi żegnanymi przez nas studentami kończącymi swój pobyt, wzrastał w nas jednak żal i smutek, gdyż każdy z nich był częścią tej przepięknej przygody. Tych kilka miesięcy tam spędzonych było niejako szkołą życia. Bez wcześniejszego doświadczenia mieszkania tak długo poza granicami kraju, była to doskonała okazja do poznania siebie, swoich mocnych i słabych stron, zwiększenia swojej tolerancji względem innych, nabrania większej pewności siebie w kontaktach międzyludzkich, głównie pod względem językowym, ale także radzenia sobie z tęsknotą i problemami, które też były częścią tej wymiany. Poznałyśmy niezwykłych ludzi, z którymi połączyło nas pokrewieństwo dusz. Wspólnie przeżywaliśmy wspaniałe chwile, które wciąż są obecne w naszej pamięci. Taka przygoda zdarza się nieczęsto, dlatego tym bardziej doceniałyśmy możliwość jej przeżycia. Pozostawiłyśmy jakąś część nas w tamtym maleńkim mieście i z pewnością skorzystamy z możliwości jego odwiedzenia, gdy nadarzy się kolejna okazja.
Magdalena Wróblewska, Kinga Zuzak