Chcąc jednym zdaniem opisać wykład profesora Jana Miodka, który miał miejsce 30 maja 2019 roku, w sali Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie, a odbywał się w ramach obchodów jubileuszu 20-lecia Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Stanisława Pigonia, można by użyć parafrazy określenia stosowanego do filmów Hitchcocka: najpierw było bardzo interesująco, a potem stopień fascynacji słuchaczy tylko wzrastał.
Ten początek, którym profesor Miodek, w mistrzowski sposób stosując antyczną retoryczną zasadę, pozyskał stuprocentową przychylność słuchaczy, dotyczył onomastyki. W ciągu kilku minut wielu osobom zebranym na sali runął zapewne utrwalany przez lata obraz, że oto kojarzone wszak z przemysłem włókienniczym, nie tylko szklarskim, Krosno, z krosnem, jako warsztatem rzemieślniczym swe nazewnicze początki wiąże. Prelegent w ciągu kilku minut udowodnił, że absolutnie nie. Czy się komuś podoba, czy nie, nazwa Krosno łączy się z krostą, jako wypukłością i nawiązuje, podobnie jak śląskie Bardo (skojarzenia z brodawką są jak najbardziej słuszne) do związków z wypukłością terenu, na której miasto usytuowano.
W ciągu kolejnych paru minut dowiedzieliśmy się, że takie nazwy miejscowe, jak Oświęcim (tu nawiązanie do kaplicy Oświęcimów w Krośnie), Wrocław, Radom pochodzą od imion, a sposobem tworzenia tychże form był tzw. jer miękki, który zanikł, ale pozostał w przypadkach zależnych – dlatego mówimy „do Radomia”, „do Wrocławia” (co zresztą jest bardzo trudne do pojęcia dla cudzoziemców).
Po tym fascynującym wstępie pan Profesor przeszedł do właściwego tematu wykładu – czyli do polszczyzny lat 1918–2018. Na początku przypomniał, że dzięki zaangażowanym w obronę języka elitom, dzięki wspaniałej literaturze, świadomości, że w obliczu braku państwowości to język jest tym, co tworzy naszą narodową tożsamość – polszczyzna przetrwała czasy zaborów w bardzo dobrej kondycji. Pragnienie ochrony języka prowadziło niekiedy do postaw purystycznych i chęci zastępowania wszelkich zapożyczeń wyrazami rodzimymi. Stąd wzięła się na przykład wszechnica, która, choć zadomowiła się w języku, nie zastąpiła jednak uniwersytetu, co było ideą propagatorów tego neologizmu. Z trygonometrii próbowano wyrzucić sinus i cosinus, zastępując je wstawą i odstawą – na szczęście się nie udało.
Profesor Miodek uświadomił nam także kilka występujących wówczas zjawisk – po pierwsze fakt, iż 80% ówczesnych mieszkańców polskich ziem mówiło gwarą. Tak zwany język literacki był odmianą odświętną, odmianą szkoły, kościoła czy upowszechniających się powoli środków masowego przekazu, takich jak radio.
Po drugie prelegent przypominał o zróżnicowaniu etnicznym ówczesnej Rzeczypospolitej, o takich językach jak jidysz, w którym mówili przedstawiciele mniejszości żydowskiej, czy też o języku ruskim, charakterystycznym dla naszych terenów.
Po trzecie, ludzie, którym życie upłynęło w zaborze rosyjskim czy niemieckim, nosili w sobie, jako wariant komunikacyjny, doskonałą znajomość rosyjskiego czy niemieckiego, więc w ich codziennym języku więcej było wtrętów rosyjskich lub niemieckich, które pozostały jeszcze długo w odmianie potocznej
Pierwsze lata dwudziestolecia międzywojennego to też początek zanikania charakterystycznych form żeńskich – takich jak Nowakowa, Nowakówna, czy też Drzyżdżanka – córka Drzyzgi. Pojawiło się też zagadnienie żeńskich form męskich zawodów czy stanowisk – takich jak minister – czego świadectwem może być choćby przedwojenny film „Pani minister tańczy”.
Tragiczny okres okupacji przyniósł znów spustoszenie i agresję z obu stron, a do leksyki weszło słownictwo codzienne – od sztukasów czy messerschmittów po godziny policyjne, kenkarty, łagry, kripo.
Zadziwiające, że w okresie stanu wojennego to słownictwo odżyło – była godzina milicyjna, a odważniejsi, na wezwanie patrolu potrafili powiedzieć – „Moją kenkartę chcecie zobaczyć?”.
W czterdziestym piątym roku wróciliśmy do Polski, nie całkiem wolnej, bo podporządkowanej Związkowi Radzieckiemu, ale nie staliśmy się republiką, byliśmy Polską Rzeczpospolitą Ludową. I jakoś trzeba było żyć. Były smutki i biedy, ale też przyjaźnie, miłości, fascynacje, kultura nasycana była wspaniałymi treściami i jakoś do tego osiemdziesiątego dziewiątego roku udało się dotrwać, choć to trwanie przerywane było tragicznymi wydarzeniami – mówił profesor Miodek.
W języku przybyło mnóstwo terminów zawodowych – określeń miejsc i narzędzi pracy, karierę robiły formanty –arka czy –arnia, tworząc takie wyrazy jak sprężarka czy golarka, mówi się, że słownictwa branżowego przybyło około miliona.
Starsi też pamiętają takie określenia jak plan sześcioletni, czy „polityka bodźców ekonomicznych”, slogany, takie jak „jedność moralno-polityczna”. I tak to trwało do lat osiemdziesiątych, ale były to już czasy strajków, nazywanych przerwami w pracy, a sąsiad ze wschodu przeżywał czasy pieriestrojki – takie słownictwo też do nas przyszło. I wreszcie w roku osiemdziesiątym dziewiątym narodziła się wolność.
A najnowsza polszczyzna? Jakie jej cechy przywołał profesor Miodek? Podkreślał, że tempo zmian we współczesnym świecie jest tak niezwykłe, że można to porównać do przewrotu Kopernikańskiego. Większego niż w latach 1918 do 1989. Po czasie języka rosyjskiego i niemieckiego nastał czas języka angielskiego. Ta popularność przejawia się przede wszystkim w wejściu nas wszystkich w krąg rzeczywistości elektronicznej. To jest prawdziwa rewolucja komunikacyjna. Dziś najpopularniejszym modelem słowotwórczym jest model e-……, tak jak e-Krosno, e-książka, e-faktura. A wszystko zaczęło się do e-maila… Dzisiaj masową wyobraźnię kształtuje masowa elektronika. A elektroniczna terminologia stała się środkiem stylistycznym obecnego pokolenia, publicystów. Wystarczy popatrzeć jaką karierę zrobił reset – termin ściśle komputerowy, a dziś we współczesnej polszczyźnie synonim zmiany, relaksu, odnowienia… Podobnie najproduktywniejszym środkiem stylistycznym stały się angielskie przerywniki. Mówimy „jestem cały happy”, „było full ludzi”. Ta dominacja angielszczyzny jest niedobra, jeśli niepotrzebnie zaczyna kalkować struktury angielskie, bo mamy nasze określenia – tak jak choćby kalka angielskiego exactly, czyli dokładnie, czy też słowo dedykowany używane w ogólnym znaczeniu przeznaczenia. Nawiązując do tego ostatniego określenia Profesor dedykował cały wykład naszej szkole jubilatce, a fascynujący wykład prowadził i moderował JM Rektor PWSZ w Krośnie, prof. dr hab. Grzegorz Przebinda.